Impresje Lecha “Festiwal”- odc.3

Festiwal.

– Jakie swoje wina szczególnie pan poleca?

Nie był to człowiek na co dzień pijący wino ani nikt z tak zwanej branży. Ten pierwszy, posiadając bardzo ogólną i niezupełnie prawdziwą wiedzę o polskim winiarstwie, spróbowałby białe. Ten drugi nie zadałby takiego pytania, lecz po prostu, gnany zawodową ciekawością, zdegustował wszystkie.

– Bo ja lubię takie łagodne, najlepiej półsłodkie. Może być czerwone albo białe. Albo takie mieszane.

Nie, wytrawnego nie spróbuje. Odchodzi wolnym krokiem w stronę stoiska z serami.

Pan z panią uśmiechają się niepewnie. Ściskając w dłoni karnet zielony patrzą jak wszystko zostaje w tyle. Białe? Czerwone? Nalewam, wiadomo, czerwone.

– Hmmm… Dobre. Wie pan, kiedyś piliśmy podobne, prawda kochanie? Z Tunisu. No ale tamto było mocne i słodkie. Wino jak się patrzy. Takiego to się chyba panu nie uda zrobić. Nie ten klimat, prawda?

Racja, takiego nigdy nie zrobię. Jakbym takie jednak zrobił, natychmiast kazałbym zaorać winnicę i posadzić z powrotem śliwki.

Dwie korpulentne, dojrzałe panie w fikuśnych kapelutkach:

– Szukamy słodkiego. Dlaczego w Polsce nie robicie słodkiego wina? Nasza babcia robiła takie pyszne wino z porzeczek i agrestu.

Nalewam Caberneta z Bliskowic rocznik 2015. Ta bardziej odważna upija łyka. Milczy. Wzrokiem szuka u mnie odpowiedzi. Mówię:

– Babcia wiedziała, że dziadek ubija schabowego czystą. Sama z kobietami pewnie wolała cukrowy wyścig wina z tortem.

– Jak to? – zamyśla się. Szybko wypija przydziałową miarkę i wyciąga kieliszek po jeszcze, uśmiecha się. Jej towarzyszka też prosi o dolewkę. Ona nie ma kompleksu babci.

Goście przychodzą i odchodzą. Nieśmiało zagadują. Nie wiedzą, czego szukać i co chcą spróbować. Nie znają swoich upodobań. Ale przełamują fale. Panowie otwierają kubki smakowe przymulone Jasiem Wędrowniczkiem a panie doświadczają, że wytrawne to nie to samo co kwaśne.

Nalewam kolejną porcję karnetowego wina mężczyźnie, który postanowił przy naszym stoisku zamieszkać, rozmnożyć się i zamienić w kadź winną. Bo tacy też żeglują w tłumie.

Sobowtór Pudziana na widok różowego chowa się za filigranową blondynkę. Ta trzyma kieliszek w brokatowych dłoniach i delektuje się kolorem wina, podnosząc kieliszek do słońca i śmiesznie mrużąc perkaty nosek.

– Zajebiste, Misiu. Nie bój się.

Są i znawcy. Wiedzą wszystko o finiszu, mineralności, starzeniu w młodej beczce, punktach Parkera. Degustują, cmokają, spluwają. Tajemniczo milczą. Notują.

Są też ludzie środka. Jest ich najwięcej. Są ciekawi. Bywają zaskoczeni, na ogół pozytywnie. Są intuicyjni, nie zmanierowani, troszkę niepewni swego. Gdy wątpią – nie wyrokują zanim przełkną, nie wypluwają zanim naleją kolejną porcję. Raczej słuchają niż mówią. Przyjaźnie witają wino w degustacyjnym kieliszku. Dają nadzieję i otuchę. Utwierdzają. To dla nich warto odkorkować każdą najlepszą flaszkę.

Zamek pogrąża się w mroku. Pan, który mieszkał przy stoisku, teraz stoi na mostku nad fosą i delikatnie – dosłownie i w przenośni – waha się: w prawo, lewo, prosto?

– Po takiej ilości gorzały bym nie żył, po piwie bym się…. A teraz mam apetyt na Mozartaaaa!!!

Nad Kazimierzem stały dwa księżyce a nad zamkiem w Janowcu trzy: biały, różowy i czerwony.